Rękopis znaleziony w kurzu za regałem

Zaczyna się od tego, że mam łzy w oczach…
Wyciśnięte jak zwykle przez kłaczki kurzu starsze ode mnie. Walczę heroicznie z Piktami roztoczy, odnajdując relikty minionych dekad spokoju pośród najgłębszych półek. Wymiatanie pożółkłych artefaktów zaginionych kart katalogowych z nieistniejących już od lat tomów, starożytnych mysich mumii, oraz nekropolii pajęczyn zwisających nisko pod ciężarem szarego pyłu. Kolejny dzień w bibliotece umyka, niczym odkryty nagle rybik cukrowy w mrok pod regałami.

Rośnie sterta książek spoczywająca pod ladą opodal biurka. Oczekują na sąd, niczym dusze faraonów, tylko zamiast Ma’at z jej piórkiem jest katalog Biblioteki Narodowej i kłaczek kurzu, a Amut ma paszczę kartonowego pudła pełnego już osądzonych. Jedne ponuro łypią swoim „ludowym” tytułem, przewidując reinkarnację w szarej masie kartonu. Inne dyskretnie ukrywają prawdziwą naturę pod pozornie niewinnym tytułem i okładką, albo ze zrezygnowaniem leżą, narzekając na zbrązowiałe kartki i pękające grzbiety, trzeszcząc zamiast szeleścić i siejąc wokół zapachem raczej ostatniej starości.

Sięgam po kolejny tom i najpierw widzę rozcięcie w górnej części obwoluty na grzbiecie. Nie ślady dekad czytania, a wykonane ostrym narzędziem, świeże i nie poszarpane nacięcie. Otwieram i kartkuję powoli, z niesmakiem wychwytując słowa-klucze i wersy pełne zlewających się z brudno-brązowym tłem półprawd i niedomówień. Serce książki ciąży, niczym jądro czerwonego karła, a stos papierowych dusz oczekuje z niecierpliwością. Sumiennie upewniam się, co do podejrzeń i tomiszcze ostrożnie dołącza do podręcznika obsługi maszyn rolniczych, które dawno zjadła już rdza i poradnika jak być bogatym i szczęśliwym.*

Nie chcą odejść. Ich armie walczą bez pardonu, kolejna bitwa kończy się odwrotem w stronę zlewu, gdzie mydło spłukuje szarość z rąk, a woda ukrywa łzy. Opłakuję każdą skazaną na zapomnienie książkę.

* Sprzedając miliony kopi „poradnika” takiego, jak ten.

Dodaj komentarz