Bury, nostalgiczny dzień

Wyglądam przez okno po raz kolejny, ale nie z tęsknotą za świeżym powietrzem. Ręce zajęte pracą same równają okładki książek, w kącie stygnie niecnie wykorzystane do obkładania żelazko. Muzyka w tle rzewnie skacze po nutach…

Podnoszę kolejny tomik który dzisiaj zyskał foliowe wdzianko i coś wysuwa się spomiędzy kartek i upada na ziemię. Pochylam się i podnoszę pożółkłą karteczkę, rozpoznając pośpiesznie kreślone litery…

… i chwila magii znika, kiedy uderzam głową o wysuniętą szufladę klawiatury. Zgubna technologia nic sobie z tego nie robi, migając szyderczo komunikatami o kolejnej kłótni na znanym serwisie aspirującym do książkowego miana. Pocierając pustawą w tym konkretnym momencie czaszkę szukam w pamięci tego dnia.

Pierwsza miłość. Pierwszy obłąkańczo emocjonalny wiersz, dręczący rymy i słowa swoim płonącym szaleństwem kocięcego uczucia. Pierwszy zimny, mentalny spazm strachu, zapomniane na kartce w kratkę poznaczonej czasem, wsuniętej w tomik poezji Staffa…

Włóczęga, Król Gościńców, co zapomniał się i nie istnieje inaczej jak tylko jako wspomnienie. Jakże łatwo go obudzić z niepamięci kilkoma niewprawnymi wersami, aby dopominał się o uwagę, smutek i żal ukryte niczym smok w jamie i gotowe co najwyżej leniwie parsknąć dymem.

Jak wiele kroków trzeba było przejść z tam do tutaj, za biurkiem małej, cichej biblioteki, zasnutej cieniem sinoburych deszczowych chmur…

Skąd wziął się pod ręką ten tomik? Powinien przecież spokojnie spoczywać na półce, równie zapomniany co nieszczęsna zakładka, jeśli wierzyć karcie – a karty nie kłamią, a przynajmniej nie w bibliotece. Szybki krok prowadzi w kąt przy oknie, gdzie poezja spoczywa zakurzonym snem. I oczywiście jest ślad, skłębiony w kurzowych kłaczkach i wiercący w nosie, wyciska łzy – jedyne jakie mogły pojawić się tego dnia…

Przeklęte roztocza.

2 Komentarze (+add yours?)

  1. JS
    Lu 11, 2014 @ 16:21:41

    Szkoda, że blog umarł :( Jest jakaś szansa na reaktywację?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz