Bardziej Z Powrotem niż Tam

Dla mnie wyprawa na Hobbita była wyprawą „Tam i z powrotem” do kina w pobliskim Tczewie. W jedną stronę pociągiem z sąsiedniego Szymankowa, z powrotem pieszo, przez stary most na Wiśle i wałem przeciwpowodziowym wzdłuż rzeki. Powrót ten sponsorowały Księżyc w pełni otoczony tęczowym halo i doskonale widoczna konstelacja Oriona, oraz meteor który przeciął przestrzeń między tymi dwoma prawie idealnie równoległą do pasa Oriona linią. I tych dziesięć kilometrów przespacerowanych z głową w chmurach było o wiele przyjemniejszym doznaniem, niż pierwsza część jacksonowskiego filmu na motywach tolkienowskiego „Hobbita”.

Obiecałem Mentowi krótką relację polemiczną z wpisem Cravena i to poniżej właśnie znajdziecie. Nie recenzję filmu, a zbiór moich własnych, prywatnych wrażeń z filmu w odniesieniu do wrażeń opisanych na blogu „Węglowy Szowinista”.

Rzeczy złe, słabe i irytujące:

  • Po pierwsze: Krasnoludy to banda tchórzliwych żuli. Nie grupa zaprawionych w bojach wędrowców, którzy zdołali odłożyć dość grosza (i tłuszczu), żeby sfinansować długą i niebezpieczną wyprawę. Mają przewagę liczebną w stosunku do ścigających ich wargów, nie roznoszą w pył zaatakowanych (i wykrytych) trolli, dostają wciry od praktycznie każdego przeciwnika, a ratuje ich co chwilę Gandalf. Nie grałbym w taką sesję, w której MG co chwile pomiata moją postacią i traktuje ją jak wioskowego przygłupa. O ile już Gimliemu dostało się ostro w poprzedniej trylogii Jacksona – grał tam rolę pociesznego grubasa, z kompleksem niższości i wyraźnie niskim IQ. Krasnoludy z Hobbita to banda nieudaczników, którzy wieją przed każdym wrogiem i nie są w stanie walczyć aż do sceny z Królem Goblinów. Żenada.
  • Po drugie: Rola Thorina jest żałosna. Nie sama gra aktorska, ale interpretacja tej postaci jako buca, gbura i rasisty (gatunkisty?). Za dużo kiepskich erpegowych stereotypów. W książce Thorin jest dostojnym, ale przyjaznym księciem krasnoludów, charyzmatycznym, odważnym i godnym zaufania. W filmie jest złośliwym dupkiem, niegodnym większej uwagi – wbrew pochwałom Balina. W książce jest dyplomatą, potrafi próbować negocjacji i kurtuazji z królem goblinów.
  • Po trzecie: Oberwało się i Gandalfowi, który jest takim tchórzem, że dla kurażu musi sobie zabrać w podróż bogu ducha winnego Hobbita. A i jest tak stetryczały, że zapomniał imiona dwóch z Istarich. Że co? Kiepski żart, panie Jackson. Piękne widoki i dużo CGI nie odwrócą uwagi od rysu postaci w przypadku wszystkich. Przy okazji rolę komiczną (kolejną!) otrzymał Radagast Bury. Zrobiono z niego obłąkanego druidycznego tetryka powożącego zaprzęgiem zajęcy i reanimującego jeże o imieniu Sebastian. WTF? Mam przemożne wrażenie, że jeż Sebastian jest odwołaniem do innego jeża o tym imieniu, a i kreacja postaci Radagasta mi się mocno kojarzy z czymś, co już widziałem – pewnie w dzieciństwie. Ciekawe, czy Beorn pojawi się w towarzystwie Misia Paddingtona?
  • Po czwarte: Sceny dynamiczne nie są dynamiczne, tylko absurdalne. I przez cały film miałem wrażenie, że scenarzyści i specjaliści od efektów upili się przed rozpoczęciem prac oglądając mistrzostwa świata w układaniu domino. Wychodzi to w całym filmie, od wspomnianych przez Menta olbrzymów*, przez koszmarnie nierealistyczną i puszczoną jakby w przyspieszonym tempie scenę z surfowaniem (znowu!) na strzaskanych goblińskich pomostach w odmętach jaskiń goblinów, aż po domino z drzew przy finałowej scenie z wargami.
  • Po piąte: *olbrzymy. W książce są, ale górska burza z prowadzoną w oddali walką olbrzymów ciskających głazy. Co doskonale rozumiem – miałem okazję doświadczyć burzy w górach, nawet jeśli na szlaku i wiem, jak wielkie robi to wrażenie i jak łatwo ta metafora zapadnie w pamięć dziecku. Ale scena z olbrzymami jest totalnie absurdalna, niepotrzebna i poza pożeraniem budżetu na CGI i straszeniem małych dzieci nic nie daje. Siedzący obok mnie na oko dziesięcio-jedenastoletni chłopak teatralnym szeptem zwócił się przy tej scenie do matki „Ale w książce tego nie było!”.
  • Po szóste: Hobbit na poważnie nie jest poważny. Można było go zrobić jako baśń dla dzieci, ale widzowie oczekiwali kolejnego szału efektów specjalnych w stylu Władcy Pierścieni. A otrzymali kilka widowiskowych scen z CGI, garstkę statystów, mniej więcej tyle samo aktorów i dużo scenerii i scenografii. Oraz tanie, jarmarczne żarty. Naprawdę, większość humoru związanego z krasnoludami jest iście niemiecka i rynsztokowa, na poziomie donośnego pierdnięcia. W książce tego nie zauważyłem – tam krasnoludy były rzemieślnikami, wędrowcami i doskonałymi muzykami. Nie bandą ksenofobicznych nieudaczników bez krztyny manier, którzy nawet o własnych zwyczajach i tradycjach muszą słuchać od Gandalfa.
  • Po siódme: Elfy w stylu psotliwych fae, beztroskie i wesołe są o wiele bardziej interesujące niż wyniosłe i zimne ryby Jacksona z Agentem Smithem na czele. Nie powiem, że ta rola jest taka zła, ale brakuje jej uroku postaci książkowej: „Miał rysy twarzy szlachetne i piękne jak władca elfów, był silny jak wojownik, mądry jak czarodziej, dostojny jak król krasnoludów, a łagodny jak pogoda latem.” W filmie samo ciśnie mu się na usta „Welcome to Rivendell, mister Oakenshield.” Rozumiem, że można było wcisnąć w to wszystko Białą Radę, ale nie w tej postaci. Miło było tylko zobaczyć Galadrielę zamiast Xeny… znaczy Arweny Gwiazdki Pretensjonalnej.
  • Po ósme: Postać Bilba jest bardzo dobrze zagrana. Tylko brakuje jej wielu szczegółów – płaszcza i kaptura od Dwalina na przykład, czy „Mnóstwo” i „Ani na lekarstwo” w scenie z Trollami. Przestał też być „włamywaczem” i nie próbuje ukraść trollowi sakiewki. Wybielenie Bilba-awanturnika nie wyszło mu na dobre…
  • Po dziewiąte: Azog. Ja rozumiem, że w każdym filmie z hollywood musi być wyraźny „główny zły”, ale to zupełnie niepotrzebne w przypadku Hobbita. Tam jest to Smaug, nawet jeśli jeszcze się nie pojawił faktycznie (były tylko sylwetka w locie, potem łapy podczas prologu, a na koniec nozdrze i oko). Dla mnie cały czas było to wyraźnie widoczne, że ta postać jest tam wciśnięta na siłę i zupełnie bez sensu. Okay, krasnoludy nienawidzą orków bardziej niż inne rasy. To zrozumiałe. Ale WSZYSCY nienawidzą orków i walczą z nimi. Nie trzeba tego podkreślać – Glamdring i Orkrist robią to wystarczająco dobrze.

Rzeczy dobre, ciekawe i znośne:

  • Po pierwsze: Brody krasnoludów. Bardzo fajnie wyszły, poza beznadziejnym Thorinem. Ciężko też było odróżnić krasnoludów od siebie, poza kilkoma wyjątkami. Kili i Fili też bardzo dobrze wypadli na tym tle – widać po nich młodość i podobieństwo.
  • Po drugie: Piosenki. Muzyka wcale nie jest tak bardzo odmienna od Władcy Pierścieni – ja uważam, że Howard Shore się nie postarał, bo motyw przewodni nie zapadł mi w pamięć. Za to piosenka krasnoludów jak najbardziej. Hobbit powinien być bardziej musicalowy, to by mi się bardzo spodobało.
  • Po trzecie: Wielki Goblin! Genialna kreacja i jedyna naprawdę fajna scena komiczna z jego śmiercią. Gobliny całkiem ładnie wypadły, szkoda tylko że nie pokazano ich zamiłowania do mechanizmów i rzeczy które wybuchają, a całe ich królestwo wygląda jak jedna wielka prowizorka. Jest piosenka przy poganianiu jeńców!
  • Po czwarte: Widoki. Nowa Zelandia jest piękna. Nic dodać, nic ująć.
  • Po piąte: Scenografia. Bag End jest jeszcze fajniejsze, kiedy widzimy spiżarnię i jadalnię. Sala tronowa Wielkiego Goblina jest wystarczająco dostojna jak na goblińskie standardy. A Erebor wygląda bardziej efektownie niż Ironforge (chociaż bardzo je przypomina).
  • Po szóste: Wszyscy to przewidzieliście. Tak, Gollum. Scena z grą w zagadki i mimika Golluma to jedne z najfajniejszych rzeczy w filmie. I znowu mogliśmy usłyszeć kawałek piosenki o rybie. :)
  • Po siódme: Podczas powrotu z seansu był piękny księżyc w pełni i bezchmurne gwiaździste niebo do oglądania. Tak, wspominałem już o tym i wyraźnie gram na zwłokę, licząc na to, że „Świt wstanie, co was w kamień obróci”, drogie** czytające mnie trolle.

** I tak wasza „drogość” jest niczym w porównaniu z zyskami z Hobbita. Za 1/14 część tych zysków też bym się porwał na smoka.

11 Komentarzy (+add yours?)

  1. dzemeuksis
    Gru 28, 2012 @ 22:08:33

    Po pierwsze: *A Niech To Kulawy Goblin!*, tego się obawiałem.

    Tymczasem czytam dalej…

    EDIT: Pozwoliłem sobie na odrobinę cenzury. :)

    Odpowiedz

  2. karprpg
    Gru 29, 2012 @ 13:02:07

    Rozumiem, że film moz sie nie podobać, sam mam zastrzezenia, ale jak czytam „Rzeczy złe, słabe i irytujące:” a w nich: „Postać Bilba jest bardzo dobrze zagrana”, to bije mi z tego na milę niepotrzebnym jadem.
    Po pierwsze: Nie jest sztuką być bohaterem mając przewagę liczebną i siłową, sztuką jest będąc słabszym, walczyć przeciwko silniejszemu. Krasnoludy są zdeterminowane i bohaterskie.
    Po drugie: Thorin wypada korzystniej niż w książce, tam jest po prostu zachłanny i chciwy, tu pamięta „zdradę” elfów i dobrze to pokazano.
    Po trzecie: Gandalf tchórzem? tak jasne, tchórzem powracajacym ratować kompanów uwięzionych przez kilka setek goblinów… A imion dwóch Istarich to sam Tolkien też „nie pamiętał” :)
    Po czwarte: Oglądaliśmy różny film.
    Po piąte: Olbrzymy w książce są – wystarczy, a reżyser pokazał je własnie tak. Osobiscie wolałbym niedomówienia, ale cóż zrobić, jako Galadrielę tez wolałbym bezsprzecznie najpiękniejszą kobietę świata – ale wiesz co? każdy ma inny gust.
    Po szóste: Hobbit jest bajkowy, a nie baśniowy, jedny się to spodoba innym nie i już.
    Po siódme: Przypomnij sobie książkowe elfy z Hobbita – znacznie blizej im do wyniosłych.
    Po ósme: „Postać Bilba jest bardzo dobrze zagrana” – jest wiec nie czepiaj sie na siłę.
    Po dziewiąte: „Azog. Ja rozumiem, że w każdym filmie z hollywood musi być wyraźny “główny zły”, ale to zupełnie niepotrzebne w przypadku Hobbita.”
    O, teraz do mnie dotarło – nie czytaleś ksiązki, czy jej nie pamiętasz?

    Odpowiedz

    • Kot
      Gru 29, 2012 @ 13:39:58

      1. To nie jest jad. To „ale”. Sama gra aktorska jest bez zarzutu, kreacja postaci też, ale brakuje rzeczy które w książce były ważnymi szczegółami. Jak fajka, czy płaszcz i kaptur.

      2. Jaką zdradę? Nie było żadnej zdrady! Wymysł scenarzystów. W Hobbicie nie ma jeszcze niechęci do elfów z Władcy, czy Silmarilionu.

      3. Gandalf przedstawia w filmie decyzję zabrania Bilba jako własne tchórzostwo, a samego Bilba jako maskotkę. Owi dwaj „zapomniani” Istari to Pallando i Alatar. http://pl.wikipedia.org/wiki/Majar#Istari

      4. Może. Może w 48 klatkach jest lepiej. Mnie „fajerwerki” nudzą.

      5. Olbrzymów nie było. Są tylko wzmianką. Kompania nie siedzi im na kolanach i nie nawalają się niczym żule pod sklepem, a jedynie ciskają w siebie głazami i śmieją się. Galadriela nie była (już) najpiękniejsza. Ona miała Mądrość i Urok. Jej filmowy odpowiednik wyraźnie ma to drugie. :)

      6. Naprawdę? A na czym polega różnica między bajką a baśnią?

      7. „„Hm! Pachnie mi tu elfami” — pomyślał Bilbo wznosząc oczy ku gwiazdom. Błyszczały na niebie jasne i błękitne. W tej samej chwili wśród drzew wybuchnął śpiew podobny do kaskady śmiechu:
      O! co tu robicie
      I dokąd spieszycie?
      Koń zgubił podkowę,
      Rzeka rwie parowem!
      Tra-la-li tra-lo-le
      Doliną w dole,

      O! czego szukacie
      I dokąd zmierzacie?
      W piecu niedaleko
      Już się placki pieką!
      Tra-la-la tra-le-le
      W dolinie weseleha, ha!

      O! czemu milczycie
      I brody stroszycie?
      Dlaczego pan Baggins,
      Tak słynny z powagi,
      Z Balinem, Dwalinem
      Kłusuje w dolinę
      W tę noc
      hoc, hoc!

      O! czy zostaniecie
      czy też uciekniecie?
      Już światło dnia gaśnie,
      Jeździec w siodle zaśnie,
      Konik się potyka,
      A u nas muzykaha, ha!

      Tak śmiali się i śpiewali mieszkańcy tego lasu. Nic mądrego, powiecie zapewne. Ale ich by to nie wzruszyło, śmialiby się jeszcze głośniej, gdybyście im to powiedzieli. Bo to były oczywiście elfy.

      8. „— Nie zdobyłem jej, ale ją dostałem — odparł czarodziej. — Twój dziadek został zabity, jak sobie zapewne przypominasz, w kopalniach Morii przez goblina… — Przeklęty goblin, wiem — rzekł Thorin.

      „Argumentacja” z poltera i „nie czytałeś” niestety nie działa na kogoś, kto ma książkę i ebooka pod ręką.

      Odpowiedz

      • karprpg
        Gru 29, 2012 @ 14:28:34

        Po pierwsze i najwazniejsze – zagalopowałem się – kazdy ma prawo do własnej oceny filmu, czy ksiażki, zwłaszcza jak wydał na to swoją kasę.

        Co do reszty – oceniając film przykłdam znacznie mniejszą uwagę niż Ty do zgodnosci z książką. Trochę tak jak z tymi kobietami: albo są wierne, albo piękne.
        Patrzac zaś przez pryzmat samego filmu była np. zdrada elfów, które odmowiły pomocy, mimo iż wczesniej składały pokłon królowi. Decyzję Gandalfo postrzegaz nie jako tchórzostwo – bo niby dlaczego branie kogoś niedoświadczonego i słabego mialoby nim być? – a przeczucie.
        Nie chcę flejmikować o zasadności wymieniania imion Istarich, które nic nie wnoszą do fabuły, ani o różnicy między bajką, a baśnią, którą pewnie dobrze znasz. Za „nie czytaleś, albo nie pamiętasz” raz jeszcze sorki skoro tak ubodło. Zwrot „Argumentacja z poltera” jest z Twojej strony równie uprzejmy, wiec po jeden i tak to zostawmy. Choć to własnie na Polterze do dzisiaj mozna przeczytać reckę Powrotu króla, której autor oceniajac zakończenie filmu odnosił sie do książki, której nie czytał.

        Odpowiedz

        • Kot
          Gru 29, 2012 @ 14:58:36

          Owszem. To była właśnie moja ocena. Ja lubię książki ekranizowane widzieć w ekranizacji, a nie psioczyć na wojownicze księżniczki i sapkowate krasnoludy.

          Gandalf na ekranie mówi „Because I’m afraid, and he makes me less so”, albo coś podobnego. To nie jest książkowa motywacja Gandalfa, czarodzieja który bał się tylko o innych i losy Śródziemia. W książce Gandalf ma Plan, jak przystało na sługę Manwego i Vardy i Bilbo jest jego częścią. Łatwo patrząc na brodatego staruszka z laską i fajką zapomnieć, że jest to istota półboska, a skoro już pokusili się o nawiązania do Trylogii i bardziej zawiłych elementów mitologii śródziemia…

          Nie będę się spierał co do kobiet, na co dzień spotykam piękne i wierne, więc nie jest to taka niemożliwa kombinacja. :P

          Jeśli chodzi o „hołd” elfów, to miał być on przejawem szacunku króla Thranduila, to wymysł scenarzystów, który nic za sobą nie niesie. Nie było hołdu lennego, ani sojuszu elfów z krasnoludami, jedynie oznaka szacunku sąsiada dla sąsiada. Dla kogoś, kto ma pojęcie na temat zależności feudalnych jest to dość oczywiste. Dla autorów scenariusza wyraźnie nie. Ale nie dziwi mnie to zbytnio. To tylko zabieg mający na celu przedstawić w złym świetle elfy z Mrocznej Puszczy, które w książce też są trochę czarnymi charakterami (chociaż bardziej przeszkodą).

          Imiona Istarich istnieją, i kto jak kto, ale Gandalf i Tolkien raczej ich nie zapomnieli.

          Hobbit nie jest krótki i rymowany, chociaż zawiera morał. I jako taki jest Baśnią, nie Bajką.

          „Argumentacja z Poltera” to mój własny skrót myślowy. Zwykle przejawia się jako wariacja na temat „nie czytałeś” albo „nie czytałeś ze zrozumieniem”. Zastosowałeś go, ja skontrowałem. Może z początku trochę zbyt ostro i z góry za to przepraszam, będę się starał pisać rzetelnie i neutralnie jak powyżej.

          A i przypomniałem sobie ostatni zarzut: Orły nie mówią.

          Odpowiedz

  3. wiedzmapokladowa
    Gru 29, 2012 @ 13:16:52

    Podobnie jak Craven podczas pierwszego seansu (zamierzam Hobbita zobaczyć jeszcze kilka razy) skupiłam się głównie na aspektach technicznych ale mimo to filmowi udało się wywołać we mnie również jakiś oddźwięk emocjonalny. Jasne że fabuła pierwszej części jest chaotyczna, postacie wyskakują na 3 sekundy tylko po to żeby było kameo z Władcy, i spokojnie godzinę można by było wyciąć, ale koniec końców mam poczucie że się zaprzyjaźniłam z krasnoludami i po 3 godzinach w kinie kiedy wjeżdżają napisy jest mi żal, że to tyle, bo mam ochotę na więcej.
    Zgadzam się z Twoją oceną Radagasta, rady u Elronda i brzdąkających elfów.
    ALE
    Nie rozumiem czemu wszyscy się czepiają Thorina??? Że brodę ma nie taką jak trzeba? Naprawdę to jest aż tak ważne?
    Całkiem mi się podoba to, że jest mniej pewny siebie niż w książce. Chłopina stracił dom, rodzinę, dziedzictwo i w jakimś sensie godność bo zamiast być księciem od lat żyje jako prosty rzemieślnik. Posłuchu u innych klanów też już nie ma. Ta cała wyprawa z bandą krasnali z których tylko kilku wcześniej walczyło to taka bardzo polska prowizorka i partyzantka od samego początku – mi taka interpretacja pasuje. I pasuje mi, że Thorin wcale nie wie czy podoła zadaniu i czy w ogóle jeszcze jest godny dziedzictwa, które próbuje odzyskać. To mu daje jakiś potencjał rozwoju jako postać przez pozostałe 2 części trylogii. Myślę, że Thorin jakiego znamy z książki i jakiego sobie wyobraziłeś będzie na końcu 3 części.

    Odpowiedz

    • Kot
      Gru 29, 2012 @ 13:46:37

      To krasnolud wielkiego dostojeństwa i rodu (Długobrodych). Jak to może być, żeby nie miał brody równie dostojnej co on sam i jego pochodzenie. :P
      I właśnie tego dostojeństwa mi brakuje, jest tylko wyraźnie wybujałe ego, złośliwość i cała reszta inwentarza. Ja wiem, że postać Thorina ma wady, ale dopiero złoto Smauga je ukazuje.

      Podsumowując – nie podoba mi się fakt, iż jest to jedynie „film na motywach powieści”, a nie ekranizacja, czy adaptacja filmowa. Za dużo zmieniając zgubili gdzieś sens Hobbita, zostały im tylko skrawki uroku książki…
      Ale może to tylko marudzenie nad podeptaniem dzieciństwa. Kto wie.

      P.S. Dziękuję za zrozumienie przesłania tekstu. :)

      Odpowiedz

  4. wiedzmapokladowa
    Gru 29, 2012 @ 14:59:05

    Ton Hobbita jest skrajnie różny od Władcy. Jeśli Jackson chciał połączyć oba oblicza Śródziemia to zmiany w Hobbicie były nieuniknione, może dlatego aż tak bardzo nie przykładam wagi do tego co się nie zgadza z książką. No ale doskonale rozumiem dlaczego purystom może to przeszkadzać.

    Głównym bohaterem Hobbita książkowego jest Bilbo. Hobbit przeżywa przygodę i geny Tuków wygrywają z krwią Bagginsów.
    Głównym „bohaterem” Hobbita filmowego najwyraźniej ma być preludium do wojny w Władcy. Nie postać ale cały splot wydarzeń i motywów politycznych. Więc skoro nie ma podróży jednego bohatera ani jednego wyraźnie zarysowanego czarnego charakteru to WIĘKSZOŚĆ postaci musi być w jakiś sposób dynamiczna, żeby nie wyglądały jak papierowe wycinanki w teatrzyku. Podejrzewam, że właśnie dlatego Thorin, Gandalf, Bilbo, Azog i inni są nieco różni od naszych oczekiwań, właśnie po to żeby im dać jakieś pole na rozwój.

    No ale ja mam skrzywienie scenopisarskie, więc może to tylko moja nadinterpretacja ;)

    Odpowiedz

    • Kot
      Gru 29, 2012 @ 15:03:08

      Ciężko żeby Azog miał być czymkolwiek, skoro w książce go nie ma. A czarnym charakterem jest Smaug – w końcu to Smok i ciężko by było o gorszego wroga. :P

      Ja z kolei jako MG mógłbym skrytykować ostro pierwszą część Hobbita jako bezczelny railroading i wickowskie gnębienie postaci i graczy. :P

      Odpowiedz

  5. wiedzmapokladowa
    Gru 29, 2012 @ 15:31:00

    W książce jest siwy dowódca Wargów. W filmie Azog przejmuje jego rolę a siwy jest tylko jego „rumakiem”. Mi to starczy ;)

    Zgoda, tylko Smauga prawie nie ma w części 1. Wiem, w Szczękach rekina też nie widać większość filmu, ale przynajmniej ma na tyle poczucia przyzwoitości, żeby od czasu do czasu kogoś zjeść i przypomnieć o swojej obecności ;) Tu tak się tego nie dało rozwiązać. Stąd większa rola goblinów.

    Heh, jak to dobrze że nie gram ;) I o wiele lepiej, że nie próbuję być MG. Uwielbiam gnębić bohaterów :D

    Odpowiedz

Dodaj komentarz