Opowieści Słowem Malowane

Z przemyśleń kocich na dziś: Sporo jest prawdy w zasłyszanym komentarzu co do sposobu w jaki napisany jest fundamentalny tekst fantasy. Parafrazując: „Tolkien uwielbiał spacery w urokliwie wiejskich pejzażach angielskiej wsi i przyrody, dlatego spora część jego trylogii jest właśnie i tym”

Muszę przyznać że jego opisy mnie kupowały i cieszyły, ale też cierpiałem na nadmierną potrzebę rozwlekania ich jako MG. Ale już mi lepiej. Owszem, nadal mi się zdarza przez kilka minut monologować, ale to zwykle na potrzeby otwarcia sceny i zbudowania tła i nastroju. I praktycznie zawsze wplatam w to jakieś detale i wskazówki które mogą być ważne.

Kolejną techniką o której słyszę jako czymś zdefiniowanym jest zasada trzech zmysłów. Nie jest to nic nowego, od dawna staram się grać na wyobraźni osób grających opowiadając o tym co nie tylko odczuwają pięcioma klasycznymi zmysłami, ale i wieloma innymi, zarówno realnymi jak i zmyślonymi. Bo o wiele lepiej buduje nastrój i scenę wspomnienie o szelestliwym echu trzeszczenia starego papieru, zapachu dębu i żelaza, płatkach kurzu wirujących we włóczniach światła wrażonych przez pustki brakujących kwater w oknach i wszechobecnym poczuciu że zakłócamy spokój i nabożność miejsca które wywołuje suche dreszcze lęku, niż „jesteście w opuszczonym skryptorium nawiedzonego klasztoru”. A przynajmniej tak mi się wydaje i będę się tego trzymał. Wolę użyć większej ilości słów (i wiele z nich to onomatopeje) żeby pobudzić wyobraźnię osób grających, niż rzucić minimum informacji które jest odpowiednikiem opisów z grognardzkich lochów „Pokój o wymiarach 50×50 stóp w którym jest <turlanie> 7 orków. „

Każde miejsce jakie odwiedzają postaci ma nie tylko atmosferę i specyfikę, ale też własną historię, często całe tysiąclecia tejże. A to trzeba jakoś podkreślić. Do dziś żałuję, że nie byłem w stanie mentalnie stanąć na wysokości zadania i odpowiednio opisać osobom grającym u mnie w Rise of the Rainbowlords ogromu i monumentalności Irespan, gigantycznego (dosłownie, to one budowały) reliktu mostu który spinał dwie krainy przez zatokę w której położone jest miasto. Będę miał jeszcze wiele okazji do opisów będących opowiadanymi odpowiednikami znanych wam doskonale i zapadających w pamięć scen z filmowego Władcy Pierścieni. Tych w których kamera zatacza krąg nad podróżującymi i prezentuje absolutnie przepiękne panoramy Aotearoa.

Malowanie słowem pejzaży (nota bene temat maturalny który wybrałem) jest trudną, ale niesamowicie efektowną sztuką kiedy się uda. Nawet jeśli opisujecie coś prozaicznego i rutynowego, można to zrobić z werwą, tak żeby uwaga osób grających faktycznie została przykuta i pobudzona.

Rutynowe dokowanie promu kosmicznego z jego całą partyturą dźwięków, sygnałów, wibracji, zmian ciśnienia i atmosfery, wraz z tryumfalnym syknięciem które niesie ze sobą nowe, obce i pełne innych zapachów powietrze.

Poranne rytuały w przydrożnej karczmie, z chórem zwierząt domowych i wierzchowych, wilgotnym chłodem powietrza z zewnątrz i zapachem dymu i gorącego chleba, które pobudzają uśpiony apetyt i niemal grawitacyjnie oddziałują na żołądki. Sterylne neo-tech-kolonialne wnętrze korporacyjnej placówki badawczej, pełne kolorowych ekranów, holo-plakatów, dżingli i urwanych fragmentów korpagandy. Cukierkowe, idealne i absolutnie bezosobowe, puste, wydmuszki udające prawdziwe emocje, gesty i sceny, optymalnie wykalkulowane do maksymalnego efektu działającego na wszystkie te drobne i nieświadome relikty ewolucji dziejące się w mózgach i organizmach klientów.

Mroczna, zapomniana piwnica osnuta kotarami ciężkich od kurzu i szlamu pajęczyn rozpiętych między poczerniałymi kikutami spalonych sprzętów. Obmierzły loch, pełen zatęchłej wilgoci i oślizgłego rozkładu które skrywają ohydne relikty PROCEDUR które się tu odbywały. I ciągłe napięcie, tak jakby umysł OCZEKIWAŁ że usłyszy echo zawodzeń ofiar tej nowej i cudownej nauki roztaczającej wizję świetlanej przyszłości ludzkości uwolnionej z okowów śmierci…

Oczywiście, to nie znaczy, że tak właśnie muszą brzmieć wasze Opowieści. Robicie co możecie, nie wszystko da się odpowiednio przekazać, czy to na sesji, czy na papierze. Czasami albo nas zawodzą umiejętności, albo to co jest do przekazania jest zbyt zawiłe, albo zbyt ciężkie. Wtedy warto sięgnąć po absolutne minimum opisu i pytamy osób grających, albo konsultujemy się z kimś kto chętnie skomentuje nasze pomysły i wskaże kierunek w jakim warto je rozwinąć.

Tak czy inaczej, Opowieść jest ważna. Może dla nas, może dla osób do których ma trafić, a jeśli mamy szczęście to dla obu. Jak dla mnie to powód dla którego warto włożyć w nią więcej wysiłku.